Rozdział I
Komentarze: 1
Rozdział I
Dawno temu w trawie..
Młodość nie jedno ma imię. W tym przypadku naszym młodym zapalczywym stworem był Rikkon.
Taki mały, niepozorny człowieczek, z jednym zębem na środku paszczy, w potarganych Jeansach i w koszulce z koreańskim napisem( Nie płakałam po Kim Dzong Ilu).
W latach kiedy Ryszko był jeszcze nieokiełznaną poczwarką uczęszczającą na zajęcia szkolno- ruchowe dla sprytnych inaczej, wykazywał dość odmienny stan inteligencji niż inne dzieci w tym wieku. Pobratymcy z ławy szkolnej zazwyczaj lubili biegać po podwórzu z glutem do pasa, natomiast Ryś wolał spokojnie przycupnąć pod krzakiem bezu ze swoim notatnikiem i ołówkiem w zielone krowy -pisząc.
Co on tak tam smaruje na tym papierze?- zapytał jeden z biegających z glutem szkolny prymus Qdlaty A bo ja wiem- odrzekł drugi młodociany rzezimieszek biegający po boisku-Qczek. Pewnie znowu kuje do lekcji, albo wymyśla te swoje durne teorie na całkowicie bezbolesne zlikwidowanie świata- odparł Qczek
Tym razem koledzy z boiska nie mieli racji. Może częściowo, ale Ryszard nie zamierzał wysłuchiwać tych wszystkich jęków, a tym bardziej nie zamierzał przejmować się jakąkolwiek opinią głupszych od siebie patałachów. Bo tak o nich wszystkich mówił.
On był- według swojej opinii- stworzony do wyższych celów.
Owszem opanowanie świata było dla Rysiodyla bardzo kuszące, ale to jeszcze nie ten etap- przecież był jeszcze malutki.
Pomysł jaki wpadł do głowy naszego siedzącego pod krzakiem bohatera to plan przejęcia pieniędzy od lokalnych urzędników Państwowych. Do końca nie wiadomo czy owy plan narodził się z posiedzeń na ruchu na rzecz oczyszczonych młynów,gdzie padały dość mocne słowa mentora:
Trzeba siać, siać, siać....!Czy raczej był to indywidualny pomysł przedstawionego w tym rozdziale indywiuum.
Tak czy inaczej ojciec Mateusz z ruchu na rzecz oczyszczonych młynów miał na Rysiuńcia nie mały wpływ.
Lubili razem wylegiwać się na murawie w słoneczną pogodę, biegać po parku z rozpiętym plecakiem, jeść lody w przydrożnej kawiarni U Heleny.
Spędzali ze sobą bardzo dużo czasu na rozmowach, z których Rynio wyniósł wiele cennych wskazówek na temat życia w celibacie i teraz mógł sam na własną rękę zająć się tym co lubił najbardziej; obmyślaniem strategii żeby przywłaszczyć sobie cudze mienie.
Widać, że ciemna strona mocy jarała Rysia najbardziej.
Nie ważne, że koledzy się śmiali z jego potarganych zapisków na papierze toaletowym, że wytykali go palcami kiedy przyszedł na lekcje w dwóch prawych butach. To dla Ryszkowskiego nie miało znaczenia. Najważniejsze, że miał poczucie tryumfu nad tymi nędznymi patałachami. Nad tym prymitywnym plemieniem z buszu, którego nie obchodziły wyższe cele służące do wzbogacenia swojej osoby. Motłoch interesował się tylko przybijaniem gwoździ do poduszki, plewieniem w ogrodzie lub tańcowaniem z miejscowymi głupkami w remizie.
Obmyślając swoje strategie społeczno-polityczne siedzący na trawie Rysio nie zdawał sobie sprawy jak jego pomysły wpłyną na losy miejscowych kopaczy rowów. Nie zdawał sobie sprawy, że nieopodal jego krzaka siedzi przyczajony na gałęzi 5 tonowy Kobzik i też ma już niejeden chytry plan w głowie...
Dodaj komentarz